"Prywislyncy" - tak pogardliwie nazywał Józef Piłsudski endeków, co miało znaczyć, iż są na usługach Rosji. A tak pragnął ich oskarżyć o zamordowanie Bronisława Pierackiego: "gdy okaże się prawdą, ja was każę siec batogami, ja was każę ze skóry obdzierać. Ja każę nikogo nie żałować, ni kobiet, ni panienek! Ja wyplenię prywislinskie nasienie i z Prywislinja i z Galizien, i z Posen!" A, że słowa "komedianta" (za Adolfem Nowaczyńskim) święte dla jego poddanych, to prowadzący śledztwo podjęli trop narodowy.
W międzyczasie prawdziwy zabójca, ukraiński bandyta uciekł za granicę gdzie żył spokojnie jeszcze długie lata. Owszem, dwunastu działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, wraz ze Stefanem Banderą na czele, została postawiona w końcu przed sądem, jednak nikt nie został wybatożony, nikomu nie zdarto skóry. Orzeczono trzy wyroki śmierci, jedno dożywocie, pozostałych skazano na 16-17 lat więzienia. Wyroki śmierci oczywiście zamieniono na więzienie, a bandyci w 1939 r. odzyskali wolność. Śmierć ministra Bronisława Pierackiego, jednego z podnóżków "kabotyna" (za St. Cywińskim) i głównego odpowiedzialnego za rozwiązanie Obozu Wielkiej Polski, spowodowała uruchomienie machiny, w której tryby miały zostać wkręcone wszelkie nie pasujące władzy jednostki. Byli to głownie endecy, ale w zasadzie wszyscy, którzy nie godzili się z dyktaturą sanacyjną i za bardzo to demonstrowali. Tak to w konsekwencji zamordowania Bronito Pieratiniego (nazywanego tak przez sobie współczesnych z racji sympatii dla włoskiego faszyzmu) powstał obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej. Celem obozu było odczłowieczenie i upodlenie ofiar. Ścieżki zdrowia, znieważanie, ordynarne wyzwiska, bicie, karcery... Zaraz po przybyciu do obozu, spisaniu personaliów i pobraniu odcisków palców odbywała się "inauguracyjna ścieżka zdrowia". Po pierwszym biciu więźniowie dowiadywali się, że "w miejscu odosobnienia panuje bezwzględna cisza, to znaczy - wita więźniów komendant bloku aresztanckiego Pytel - że nie wolno wam sk...syny, słowa wypowiedzieć. Jesteście niemi. Dość pyskowaliście na wolności (…), każdy rozkaz musi być wykonany szybko i ochoczo, to znaczy, że nie wolno aresztowanemu nawet trzech kroków zrobić zwykłym krokiem (…), my wam pokażemy w Berezie amerykańskie tempo". Potem było o zakazie: modlitwy, noszenia symboli religijnych, czytania gazet, palenia, widzenia z rodziną, dostawania paczek. W końcu zapoznawano więźniów z systemem kar i rygorów: pięcio lub siedmiodniowy wilgotny karcer, głodowe racje, korzystanie raz na dobę z ubikacji (odliczano wtedy czas: raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery i następny dostawał też cztery sekundy - pisał Cat-Mackiewicz), czyszczenie ubikacji rękami, praca przy "kompoście", to znaczy więźniowie ugniatali rękami i nogami słomę z ekskrementami. Najgorzej więźniowie wspominają gimnastykę, a już zwłaszcza na "podchorążówkę" - "podchorążym" kazano czołgać się koło ustępów, dokładnie w miejscach, gdzie wypływały nieczystości lub na sali z pięciocentymetrową warstwą cementu na podłodze. Bicie, poniżanie, wyzwiska były na porządku dziennym, zdarzały się pozorowane egzekucje. Jedynie prawdziwi kryminaliści, którzy odsiadywali tam wyroki byli dobrze traktowani, lepiej jedli i nie byli upokarzani. Oficjalnie w obozie zmarło zaledwie kilkanaście osób, jednak nie ulega wątpliwości fakt, że ofiar było więcej, zdecydowanie więcej. Gdy więzień znajdował się na skraju wyczerpania, bardzo już chorował był zwalniany lub odsyłany do szpitala, by nie umrzeć w obozie. Aby dyktatorzy sanacyjni nie mieli krwi na rękach, a przecież mieli i to bardzo dużo. Szykany były tak okrutne, że przekraczały wyobrażenie nawet tych z posłów-więźniów, którzy dużo wcześniej siedzieli w niemieckich lub rosyjskich więzieniach. A iluż zmarło po "uwolnieniu" z obozu? Ilu wyszło z więzienia wrakami pod względem fizycznym i psychicznym, ze zdrowiem już nie do uratowania. Józef Piłsudski ze swoimi "adoratorami" dokonali zbrodni na najlepszych synach narodu polskiego. I zbrodni tej nic nie zmaże. Piłsudski jak i jego wiernopoddańcza klika ma krew na rękach, krew nie tylko znanych prawych Polaków jak Witos, Korfanty, Rozwadowski, Zagórski, Nowaczyński ale wielu innych, tych których zamordowano lub doprowadzono do śmierci zmieniając ich życie w piekło.
Dawno temu Piłsudski wcale nie wysiadł z czerwonego tramwaju, on usiadł za jego sterami, a metod jego działalności nawet Dzierżyński ze Stalinem by się nie powstydzili.
Ten tylko może w polityce coś zrobić, kto nie boi się zwalczać przeszkód stojących mu na drodze. Smutna i godna politowania jest rola tych, którzy mówią: chciałem dobrze, ale mi nie pozwolili. Chcąc zrobić coś dla Polski, trzeba iść z jednymi rodakami przeciw innym. Tylko trzeba mieć mocną wiarę w swój cel i w prowadzącą do niego drogę, i nie wahać się w walce o tę swoją wiarę. Roman Dmowski
Roman Dmowski
Jeden z ojców odzyskanej niepodległości Polski. Założyciel Komitetu Narodowego Polski.
Komentarze obsługiwane przez CComment