12 września tego roku obchodzimy 335 rocznicę wspaniałego zwycięstwa sprzymierzonych wojsk chrześcijańskich, pod wodzą znakomitego polskiego króla Jana III Sobieskiego. Połączone wojska chrześcijańskiej Europy pokonały wielką armię Imperium Osmańskiego, dowodzoną przez wielkiego wezyra Kara Mustafę, który pewien był ostatecznego zwycięstwa. Bitwa decydująca o losie Europy i jej chrześcijańskim obliczu przeszła do historii jako jedna z najważniejszych i największych batalii nowożytnej Europy.
Wiosną 1683 roku Imperium Osmańskie rozpoczęło wielką wyprawę na Węgry i Austrię. Na czele liczących około 110 tysięcy żołnierzy sił tureckich sułtana Mehmeda IV, stanął zarozumiały wielki wezyr Kara Mustafa. Była to największa armia, jaką Turcy zmobilizowali w całym XVII wieku. Cesarstwo było w stanie przeciwstawić im jedynie 30 tysięcy żołnierzy. Karol Lotaryński, sprawujący naczelną komendę, zdając sobie sprawę z dużej dysproporcji sił, podjął decyzję o przekazaniu części wojsk garnizonowi Wiednia, sam zaś z pozostałymi siłami wycofał się za Dunaj. 7 lipca 1683 roku, w obliczu nadciągającej armii turecko- tatarskiej, stolicę opuścił cesarz Leopold I wraz z rodziną, pozostawiając dowództwo obrony miasta Ernstowi Starhembergowi. W niecały tydzień później ogromna armia Kara Mustafy stanęła pod Wiedniem. W tym czasie do Wilanowa, ulubionej siedziby polskiego króla- Jana III Sobieskiego, przybył poseł cesarski prosząc, a właściwie błagając o natychmiastową pomoc i ratunek. Na podstawie zawartego przymierza zaczepno- odpornego zatwierdzonego 1 kwietnia 1683 roku, które zobowiązywało obu sojuszników do przyjścia z pomocą na wypadek zagrożenia ich stolic i państw. Polski król ceniąc raz dane słowo i honor, którym się kierował postanowił wywiązać się z bardzo odpowiedzialnego i trudnego zobowiązania. Rozpoczęły się niełatwe i pochłaniające publiczny grosz przygotowania wojenne. Armia Rzeczypospolitej rozpoczęła koncentrację pod Krakowem. W sumie udało się zgromadzić około 27- 28 tysięcy żołnierzy, w tym 25 chorągwi husarskich, kilku pancernych i w tej liczbie armia koronna wyruszyła przez Śląsk i Morawy do śmiertelnie zagrożonej Austrii. Na miejsce spotkania z Karolem Lotaryńskim w Nikolsbergu, pierwsze chorągwie hetmana polnego koronnego Mikołaja Hieronima Sieniawskiego dotarły 25 sierpnia, pokonując ponad 320 kilometrów w ciągu 12 dni. W Stettelsdorfie 3 września 1683 roku odbyła się burzliwa narada wojenna. Uczestniczyli w niej zaawansowany wiekowo król Jan III, obaj hetmani koronni, generał polskiej artylerii Marcin Kątski, książę Karol Lotaryński, elektor saski Jan Jerzy III, elektor bawarski oraz generałowie cesarscy. Naczelne dowództwo nad wojskami sprzymierzonych objął słusznie jak się później okaże "Lew Lechistanu"- Sobieski. Połączone wojska sił sprzymierzonych liczyły łącznie około 67- 69 tysięcy żołnierzy, w tym ponad 31 tysięcy jazdy i 140 dział. 12 września połączona armia stanęła pod obleganym Wiedniem. Turcy na skutek nieustannych szturmów i intensywnych prac minerskich zdobyli przyczółki w fortyfikacjach Wiednia, szykowali się do zdobycia murów pomiędzy przyczółkami i zajęcia bogatego miasta. Polska odsiecz de facto nadeszła w ostatniej chwili. Wojska austriacko- niemieckie dostały rozkaz nacierania na wrogów poprzez pagórkowaty teren wzdłuż prawego brzegu Dunaju. Ich głównym zadaniem było angażowanie jak największych sił tureckich i spychanie go wprost w kierunku oblężonego i przerażonego Wiednia. Natomiast całość polskich wojsk koronnych, w tym 14 tysięcy jazdy, Sobieski poprowadził w wielkiej tajemnicy okrężną drogą przez trudne i pagórkowate bezdroża Lasu Wiedeńskiego. Ta przeprawa wielkiej masy ludzi i koni z rozebranymi na części 26 armatami przez leśne gęstwiny podwiedeńskich wzgórz trwała dwa dni. Uzyskano dzięki temu wyraźny element zaskoczenia i dogodne pozycje wyjściowe, gdyż pewni ostatecznego zwycięstwa nad "niewiernymi giaurami" Turcy nie dysponowali tam większymi siłami, nie spodziewając się z tej strony ataku. Naprzeciw wojsk polsko- austriacko- niemieckich Kara Mustafa skierował około 85 tysięcy karnych i zdyscyplinowanych żołnierzy, a w aproszach czyli wąskich, krętych rowach oblężniczych umożliwiających atakującym podejście do murów Wiednia, pozostawił około 25- 26 tysięcy żołnierzy w tym głównie elitarnej tureckiej piechoty- janczarów. Wielki wezyr pewny ostatecznego i całkowitego zwycięstwa zaniedbał większych przygotowań obronnych, umacniając jedynie odcinek między wioskami Nussdorf a Schafberg. Rozstrzygające w tej zażartej wojnie dwóch odmiennych sobie światów i cywilizacji: muzułmańskiego i chrześcijańskiego były huraganowe szarże ciężkiej i bitnej husarii dowodzonej bezpośrednio przez "lwa Lechistanu". Wojska austriacko- niemieckie specjalnie spowolniły swój decydujący atak na przeważającego wroga cywilizacji łacińskiej, aby podziwiać szarże znakomitej ciężkiej polskiej jazdy- husarii! Trwająca około 12- 13 godzin zaciekła, krwawa bitwa, przy pomocy ostrzału artyleryjskiego, przygotowującego atak, przyniosła pełne i wspaniałe zwycięstwo sprzymierzonym. Wojska turecko- tatarskie straciły ponad 20 tysięcy zabitych oraz 5 tysięcy rannych żołnierzy, a sprzymierzeni stracili około 1500- 1700 zabitych i ponad 2500 rannych. Tylko dzięki zapadającemu zmierzchowi i nocy, znaczna część armii tureckiej zdołała ujść z pogromu oraz niechybnej rzezi. Śmiertelni wrogowie chrześcijańskiej Europy stracili sporą część uzbrojenia, wszystkie armaty, zapasy wojenne i namioty. Sam Kara Mustafa ledwo uszedł z życiem, ostatecznie kończąc je z rozkazu wściekłego i rozgoryczonego totalną oraz upokarzającą klęską sułtana Mehmeda IV. Zgodnie z islamską tradycją Kara Mustafa został uduszony zielonym sznurem. Polska będąca realnym przedmurzem chrześcijaństwa po raz kolejny uratowała niewdzięczną Europę Zachodnią. Po bitwie, w bogato wystrojonym namiocie wielkiego wezyra, król Jan III Sobieski opromieniony wspaniałym zwycięstwem i wielką sławą, która na niego spadła, napisał słynny list do papieża będącego zawziętym wrogiem islamu- Innocentego XI ze słowami "Venimus, vidimus et Deus vicit" co oznacza- przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył. Do listu papieskiego dołączył zielony sztandar proroka. Niestety, nie po raz ostatni w dziejach I Rzeczypospolitej wyśmienite zwycięstwo polskiego oręża pod Wiedniem, nie zostało przez Polaków należycie politycznie wykorzystane. Nie odzyskaliśmy chociażby w wyniku tej wiktorii ważnej i strategicznej twierdzy broniącej południowo- wschodnich ziem polskich w Kamieńcu Podolskim. Niestety po bitwie Austriacy, których życie, państwowość i narodową godność uratowali Polacy, nie zachowali się przyzwoicie oraz gościnnie wobec swoich wybawców- ciężko poranionych i konających polskich żołnierzy. Bez należytej medycznej opieki polscy bohaterowie konali przez kilka dni w męczarniach. Polacy, którzy swoje zadanie wykonali doskonale, widocznie nie byli już potrzebni uradowanej Europie. Polacy zrobili swoje, więc powinni odejść. W sto lat później, w drugiej połowie XVIII wieku "wdzięczna Austria" wzięła udział w pierwszym i ostatnim trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej szlacheckiej. Zacznijmy wreszcie jako rzekomo "dumny naród" wyciągać logiczne wnioski z tragicznej, pogmatwanej i skomplikowanej historii naszej Ojczyzny.
Wojciech Jurczyk
Komentarze obsługiwane przez CComment