Na ekranach kin pojawił się film o słynnym bokserze z Auschwitz. Dopiero teraz, tyle lat po wojnie mieliśmy poznać historię Tadeusza Pietrzykowskiego. Mało kto chyba przed wydaniem książki i powstaniem filmu znał jego historie. Przyznam szczerze, że poszłam do kina jak nigdy "bez broni", czyli wiedzy dostatecznej na temat bohatera. Zawsze chodzę do kina na filmy historyczne, adaptacje książek wojennych. I zawsze mam sto "ale" do oglądanych produkcji. Bo, niestety, niewiele spełnia moje oczekiwania. Czasem filmy są zrobione byle jak, niekoniecznie wszystko zgodne z faktami. Teraz tej broni w postaci dokładnej wiedzy o losach bohatera Auschwitz po prostu nie miałam. I bardzo dobrze bo po raz pierwszy nie skupiałam się na tym "do czego by się przyczepić”, nie analizowałam czy bohater faktycznie powiedział tak, a nie inaczej, faktycznie zrobił to czy tamto, ale oglądałam film.
Ci, którzy wcześniej zapoznali się z losami bohatera zauważyli, że nie było w filmie mowy o tym, że Tadeusz był adiutantem rotmistrza Pileckiego, w obozie zawiązanie ruchu oporu, że miał kontakt z Maksymilianem Kolbe. Owszem, istotne fakty. Jednak nie będę się o nie czepiać. Mogę tu dać średni minus, który usprawiedliwię tym, że w filmie chodziło o coś zupełnie innego. O co tak naprawdę? Jaki przekaz dla widza miał reżyser i aktorzy. Cały czas się zastanawiam czy oni faktycznie wiedzieli co dali widzom tym filmem. Co przekazali przeciętnemu oglądającemu, który być może nie zbyt interesuje się historią, albo nie ma jakiejś imponującej wiedzy na temat II Wojny Światowej, ale temat ciekawy "boks w Auschwitz" . Podejrzewam, że byli i tacy. Punkt pierwszy i najważniejszy w dobie dzisiejszej haniebnej narracji zakłamywania historii. W tym filmie NIE BYŁO nazistów! Wszyscy kaci, kapo jak i SS mówili po niemiecku. To byli Niemcy. Niemcy się znęcał, bili, głodzili, torturowali. To Niemcy strzelali! To Niemcy byli w obozie panami świata! Cały czas widzowi towarzyszą niemieckie wrzaski, komendy nierozerwalnie związane z hukiem wystrzału lub świstem bata. Jeśli ktoś oglądał amerykańskie czy francuskie lub jakiekolwiek zagraniczne filmy o wojnie to wie... tam Niemcy wrzeszczą po angielsku, francusku itp. Tutaj w tym polskim filmie jest wyraźny przekaz. Nie da się bardziej wskazać kim byli oprawcy jak pozwolić im mówić w swoim języku. I zdecydowanie nie był to nazistowski język ale niemiecki.
Film pójdzie w świat niech więc świat przestanie udawać, kłamać i snuć opowieści o jakichś tam nazistach. Ani o "polskich obozach" bo tu w tym filmie widać i słychać wyraźnie czyj to był obóz. Punkt drugi to postać głównego bohatera i walki jakie stacza. To nie były walki sportowe, to były walki o życie, o chleb, o polską dumę i honor. To były walki, jak powiedział jeden z bohaterów, współwięzień "walczysz nie dla siebie, walczysz dla nas". I nie tylko były to walki, po których niczym laur zwycięstwa Tedi niósł kolegom chleb... były to walki o ich siłę, nadzieję i wiarę. Bo to, że stał się dla nich bohaterem to oczywiste. Zwyciężył Niemców, wprowadzał ich teoretycznie i w praktyce do parteru. To były nie jego triumfy! To były zwycięstwa wszystkich Polaków. W tym świecie, gdzie człowiek nie miał prawa długo żyć, gdzie człowiek miał zostać obdarty z wszelkiej godność. On dawał im tę właśnie nadzieję, tę siłę. Przecież Tadeusz Pietrzykowski był Trylogią Sienkiewiczowską "ku pokrzepieniu serc" dla współwięźniów. On był takim dziełem. Nie boję się użyć takiego porównania. Ilu ludziom darowany przez niego chleb uratował życie? Ilu znów po jego zwycięstwach odnaleźli w sobie poczucie człowieczeństwa, które Niemcy skutecznie próbowali odbierać więźniom. Ogólna radość po zwycięstwach Tediego była niczym terapia dla serca i umysłu. To ważne, bo dawało ludziom siły i nadzieje. A to w obozie było przecież szansą na przetrwanie. I to jest najważniejsze w tym filmie. Tym bardziej, że Tadeusz cały czas był przykładem prawdziwego sportowca. Honorowego, walczącego fair, zachowującego godność zawsze i w każdej sytuacji. Dlatego myślę, że drobne nieścisłości i pominięcie pewnych faktów z życia obozowego można wybaczyć. Mam nadzieję, że film ten obejrzą widzowie że wszystkich stron świata, bo te dziewięćdziesiąt minut seansu, to nokaut dla dzisiejszej kłamliwej narracji, jaką światu chcą narzucić antypolskie indywidua. Dość boksowania się z kłamstwem i próby walki o prawdę. Ten film, a mam nadzieję będzie podobnych więcej, jest zwycięstwem prawdy nad kłamstwem, bo historia boksera z Auschwitz to nasza polska historia. To historia Polski, która nigdy nie ugięła i nie ugnie się pod niemieckim butem.
I tylko szkoda, że aktor odgrywający główną rolę w filmie powiela podłe oszczerstwa jakie panoszą się po świecie. Trudno go posądzić o nieświadomą prowokację (bo nawet dzieci w podstawówce posiadają wiedzę na temat morderczej i przymusowej pracy dla Niemców w obozach zagłady). To nawet nie jest ignorancja, ale świadome szkalowanie narodu polskiego.
Podważanie morderczych działań i planowego wyniszczania więźniów przez Niemcow! Śmianie się w twarz ofiarom! Ofiarom ludobójstwa niemieckiego. Czy w Polsce nie jest karalne podważanie prawdy o tym co działo się w niemieckim obozie zagłady Auschwitz? Czy aktor nie dopuścił się "kłamstwa oświęcimskiego"!? Bardzo to przykre, że aktor gra prawdziwego polskiego bohatera, a poza ekranem pluje w twarz Polakom...i Tadeuszowi Pietrzykowskiemu... który z numerem 77 w obozie był jednym z pierwszych więźniów.
Aneta Sala
Komentarze obsługiwane przez CComment